Życie składa się z drobiazgów. Z tego, by pamiętać kupić ulubiony owoc córeczki, podać jej witaminę D i dać buziaka na dobranoc. Sprawdzić godzinę odjazdu autobusu przed wyjściem do pracy, nastawić budzik i podlać kwiatki w upalne dni. Drobiazgi, a często
mają duże znaczenie. Częściej są to jednak rzeczy bez których świat się nie
zawali. Tych na liście do zrobienia mam...zdecydowanie zbyt wiele. Jeśli zajmują dwie minuty - robię od razu,
gorzej, gdy mam w perspektywie dwie godziny lub więcej. Dziś wykroiłam ten czas
na jedną z nich.
Pewnie znacie ten stan, gdy ulubione buty proszą się o kosz, a
ukochana bluzka jest tak sprana, że nie pamiętasz jak wyglądała po kupieniu. Jako miłośniczka wnętrz mam
sporo takich dodatków w domu, bez których nie wyobrażam sobie naszego
mieszkania. Jednym z nich jest poduszka z azteckim wzorem, ostatnia sztuka
upolowana za dyszkę na wyprzedaży. Od dłuższego czasu jednak
prosiła się od odświeżenie, bo całkowicie się zmechaciła. W praniu odwróciłam ją na drugą stronę i
zaświtał mi w głowie pomysł jak dać jej drugie życie.
Wypruwanie szwów to nie jest moje ulubione zajęcie. Wymaga cierpliwości i czasu, dlatego warto się nim zając na przykład oglądając wieczorem film z najbliższą osobą. Przed szyciem najważniejsze to pamiętać, by ułożyć przodem do siebie strony poszewki, które mają być widoczne. Niby taka oczywista rzecz, a łatwo się pomylić i...pruć od nowa ;-).
A tak wygląda efekt końcowy. Nie tylko tkanina jest jak nowa, ale i wzór odwrócony kolorystycznie, więc choć podobna, to jednak inna.
Przyznam się Wam, że nie ma pomieszczenia w naszym mieszkaniu, w którym nie planowałabym obecnie zmian. Trzymajcie mocno kciuki, by choroby znów nie pokrzyżowały nam planów. W najbliższym czasie chciałabym też pokazać jak zmieniał się nasz salon na przestrzeni siedmiu lat. A zmieniał się bardzo. Jesteście ciekawi?
Uściski,

P.S. Sprawdźcie, co kryją Wasze poszewki z drugiej strony.